Wewnętrzny monolog
Użycie języka wypełnia znaczną część świadomych doznań człowieka. Warto pamiętać o tym, że język stanowi nie tylko narzędzie komunikacji, lecz także narzędzie myślenia. Niezależnie od tego, czy ktokolwiek znajduje się akurat w najbliższym otoczeniu, podczas codziennych czynności często towarzyszy nam specyficzny monolog, który wygłaszamy sami do siebie – monolog często na tyle automatyczny, że wręcz niedostrzegalny.
Daimonion, wewnętrzny głos, którego z czcią wysłuchiwał Sokrates, pomagał mu zachowywać się moralnie. Przez większość czasu milczał, nie sugerując niczego; kiedy jednak filozof rozważał czyn nieobyczajny, głos ów odzywał się słowami zdecydowanego protestu. Choć sam Sokrates upatrywał w nim boskiego pierwiastka (co w końcu przyczyniło się do postawienia go w stan oskarżenia z powodu sławienia innych bogów niż tych sankcjonowanych przez ówczesne państwo), dziś głos ten nazwalibyśmy po prostu sumieniem.
Treść – z pewnością, ale czy sama forma wewnętrznego monologu może mieć zauważalny wpływ na ludzkie zachowanie? Eksperymenty neuronaukowe sugerują odpowiedź twierdzącą.
Dwa tryby analizy emocji
Badacze (Moser et al.) wyodrębnili dwa podstawowe sposoby refleksji nad emocjami: analizę własnych emocji i analizę cudzych. Co istotne, pierwszy mechanizm, oparty na introspekcji, uznali za mniej skuteczny i bardziej wymagający poznawczo niż drugi. Przypuszczali oni, że jeśli postawi się badanych w sytuacji silnego pobudzenia emocjonalnego i poprosi ich o użycie do jej opisu zwrotów w trzeciej osobie, to nawet mimo tego, iż będą mieć na myśli siebie, ich umysły automatycznie przełączą się na „trzecioosobowy” tryb rozumowania – tryb mniej kosztowny, bardziej zautomatyzowany, umożliwiający w efekcie czystszy osąd.
Ludzie odnoszą się do innych ludzi niemal wyłącznie przez użycie ich imion, czyli po prostu nazw nadawanych poszczególnym przedstawicielom swojego gatunku. Starożytni Egipcjanie upatrywali mistycznego znaczenia w samym akcie wypowiedzenia czyjegoś „prawdziwego imienia”, a imię Boga odgrywa ogromną rolę choćby w teologii judeochrześcijańskiej czy sufizmie. Imię jest zatem rodzajem reprezentacji szczególnie mocno splecionym ze swoim desygnatem. Wystarczy je przywołać, a wspomnienia związane z daną osobą unaoczniają się w umyśle w sposób natychmiastowy i samoistny.
Eksperymentatorzy założyli, że również fakt użycia własnego imienia w trzeciej osobie spowoduje u badanych automatyczne uruchomienie procesu odpowiedzialnego za myślenie o innych zamiast pierwszoosobowego, autoreferencyjnego mechanizmu. Gdyby „oszukanie” własnego mózgu przy pomocy takiego triku okazało się możliwie, mówienie o sobie w trzeciej osobie – choćby w myślach – powinno uczynić zapanowanie nad emocjami znacznie łatwiejszym niż prowadzenie tradycyjnego monologu w pierwszej osobie.
Reaktywność emocjonalna i samokontrola
U badanych zmierzono potencjały wywołane odpowiadające mechanizmom neuronalnym związanym z kontrolą odpowiedzi emocjonalnej. Pierwszy z nich to LPP (late positive potential), marker reaktywności emocjonalnej (ma większą amplitudę, kiedy reagujemy na bodźce przyjemne i nieprzyjemne, a mniejszą w przypadku neutralnych). Drugim jest SPN (stimulus preceding negativity), związany z procesem kontroli poznawczej.
Kiedy staramy się regulować odpowiedź na bodziec indukujący silną reakcję emocjonalną, np. świadomie powstrzymywać intensywny strach lub kontrolować nieodpartą euforię, LPP obserwowany podczas badania EEG słabnie (oznacza to osłabienie reakcji emocjonalnej), zaś SPN – rośnie (wraz z nakładem zasobów poznawczych przeznaczonych na samokontrolę).
Zgodnie z postawioną wcześniej hipotezą, że możemy przełączyć mózg w trzecioosobowy tryb refleksji emocjonalnej nawet przy analizie własnych emocji, badacze przewidzieli, że mówienie o sobie w trzeciej osobie zmniejszy u badanych amplitudę LPP, natomiast amplitudę SPN pozostawi bez zmian (czyli po prostu zredukuje reaktywność emocjonalną, nie zwiększając równocześnie intensywności procesów odpowiedzialnych za samokontrolę).
Eksperyment pierwszy
Badanym pokazywano dwa rodzaje obrazków. Niektóre z nich budziły emocje negatywne, inne – neutralne. W pierwszym warunku eksperymentalnym grupa badanych zadawała sobie pytanie: „Co teraz czuję?”, w drugim zaś: „Co czuje teraz X?” (zamiast „X” używając własnego imienia). Następnie oceniali negatywność swoich uczuć na pięciostopniowej skali (1 – w ogóle nie negatywne, 5 – bardzo negatywne).
Pierwszy eksperyment potwierdził przewidywania badaczy. Choć tuż po prezentacji bodźca LPP okazał się identyczny w obu warunkach, już po sekundzie było widać znaczną różnicę – jego amplituda była zdecydowanie niższa w warunku trzecioosobowym. Intensywność negatywnych emocji zmalała zatem po użyciu trzeciej osoby do ich opisania. Prawdziwe okazało się również założenie, że amplituda SPN, związana z procesem samokontroli, pozostanie stała niezależnie od tego, w której osobie badani będą opisywać swoje emocje.
Eksperyment drugi
W drugim badaniu postanowiono sprawdzić, czy badany mechanizm na szansę działać w realnym środowisku, a nie tylko w specjalnie zaprojektowanej sytuacji eksperymentalnej, mogącej przecież nie mieć większego przełożenia na rzeczywistość.
Eksperyment dotyczył pamięci autobiograficznej. Badanych poproszono o przywołanie negatywnego wspomnienia z własnego życia. Oba warunki eksperymentalne wyglądały identycznie jak w pierwszym badaniu – badani pytali samych siebie o własne uczucia w pierwszej oraz trzeciej osobie, a następnie oceniali je na pięciostopniowej skali.
Eksperymentatorom zależało na zidentyfikowaniu obszarów mózgu zaangażowanych w badany proces, dlatego zamiast EEG użyli fMRI, metodę o znacznie lepszej rozdzielczości przestrzennej. Zgodnie z hipotezą, analiza rezultatów fMRI wykazała, że opisywanie swoich uczuć w trzeciej osobie faktycznie poskutkowało relatywnie mniejszą aktywacją struktur odpowiadających za myślenie o sobie (takich jak przyśrodkowa kora przedczołowa czy kora zakrętu obręczy). Okazało się również, że badani doświadczali silniejszego negatywnego afektu w warunku pierwszoosobowym – a zatem ponownie, gdy mówili w trzeciej osobie, oceniali swoje emocje mniej negatywnie.
Następnie przeanalizowano aktywność obwodów neuronalnych odpowiadających za kontrolę emocji – sieci połączeń w korze czołowej i ciemieniowej. Badacze nie odnotowali istotnej różnicy pomiędzy dwoma warunkami, więc relatywnie korzystniejsza ocena własnego stanu emocjonalnego w warunku trzecioosobowym nie była wynikiem aktywności procesów odpowiedzialnych za kontrolę poznawczą, a – jak przewidziano – samego przełączenia mózgu w tryb trzecioosobowy wskutek użycia własnego imienia do opisu przeżywanych emocji.
Dyskusja
Badacze potwierdzili zatem całkowicie postawioną hipotezę. Samo zastosowanie odpowiedniej strategii językowej (mówienia o sobie w trzeciej osobie) poskutkowało wytworzeniem psychologicznego dystansu do własnych emocji, w efekcie umożliwiając łatwiejsze modulowanie odpowiedzi emocjonalnej, nie angażując przy tym struktur odpowiadających za samokontrolę.
Kontrola poznawcza uznawana jest na ogół za mechanizm wymagający, czerpiący z określonej puli zasobów, mogącej łatwo ulec wyczerpaniu (niektórzy badacze mówią wówczas o „wyczerpaniu ego”). Najbardziej interesującym wnioskiem z opisanego wyżej badania wydaje się to, że nie wszystkie strategie samokontroli muszą być tak kosztowne poznawczo – okazuje się, że mózg można przechytrzyć, choćby poprzez odpowiednie użycie języka.
Co ciekawe, w drugim badaniu nie odnotowano żadnej aktywności ciała migdałowatego (nawet w warunku pierwszoosobowym), czego spodziewali się badacze. Klasyczne strategie modulacji własnych emocji opierały się właśnie na redukowaniu jego aktywności przez struktury kory przedczołowej. Nie jest to jednak pierwsze badanie, w którym zastosowanie paradygmatu pamięci autobiograficznej nie wiąże się ze wzrostem aktywności ciała migdałowatego. Najprawdopodobniej w pierwszym badaniu zastosowanie trzecioosobowej strategii opisu emocji redukowało aktywność ciała migdałowatego (często jest ona związana ze wzrostem LPP) – nie mamy jednak stuprocentowej gwarancji, gdyż wówczas badani posłużyli się wyłącznie EEG.
Warto dodać, że w obu eksperymentach przebadano tylko to, jak opisana strategia działa w świetle przeżywania neutralnych i negatywnych emocji. Najprawdopodobniej jej zastosowanie zmniejszyłoby również intensywność pozytywnych uczuć, nie możemy mieć jednak takiej pewności do czasu, aż ktoś zdecyduje się na przeprowadzenie odpowiedniego eksperymentu.
W świetle wspomnianych badań z pewnością możemy jednak zaryzykować ogólny wniosek, że zastosowanie zdań w trzeciej osobie do opisu własnych negatywnych emocji może umożliwiać łatwiejsze nad nimi zapanowanie. Jak widzimy, mówienie do siebie okazuje się nie szaleństwem, a skądinąd całkiem racjonalną strategią – jeśli tylko pamiętamy o zastosowaniu odpowiedniej kategorii gramatycznej.
Bibliografia
|
|
|
|