Mukherjee, całkiem słusznie, zaczyna swoje opowiadanie od najstarszych wzmianek o guzach nowotworowych, na przykład w papirusie Ebersa. Pisze też o obowiązujących przez setki lat teoriach Galena o nadmiarze czarnej żółci (melas chole była też odpowiedzialna za zaburzenia umysłowe, równie tajemnicze dla starożytnych jak choroby onkologiczne), czy odnalezionych przez archeologów wiekowych mumiach ze śladami nowotworów kości.
Równolegle ze wstępem historycznym pojawiają się opisy historii pacjentów. Na początku myślałem, że wątki pacjentów i autobiograficzne autora będą służyć za klamry spajające narrację dotyczącą naukowych odkryć i lekarskich procedur. Okazuje się, że pojawiają się one w książce raczej w sposób dowolny. Nie należy się przywiązywać do tych tragicznych bohaterów, bo rozwiązania ich historii mogą się pojawić ponownie w dość nieoczekiwanych momentach lektury, by już więcej nie zagościć na jej kartach. Trochę szkoda.
Wojna z rakiem
Metaforyka wojny często pojawia w „Cesarzu...”. Przede wszystkim w częściach dotyczących powstania chemioterapii i operacyjnych procedur usuwania guzów nowotworowych. Jest to całkowicie zrozumiałe – w USA war on cancer jest związkiem wyrazowym skojarzonym z federalnymi i pozarządowymi dofinansowaniami badań naukowych i klinicznych w celu znalezienie jak najskuteczniejszych sposobów leczenia chorób nowotworowych. W „Cesarzu...” wojna prowadzona jest na wielu frontach – rolę żołnierzy odgrywają biolodzy, genetycy, chemicy, farmaceuci, działacze społeczni, politycy, lekarze, chirurdzy i wielu innych; niektórzy z nich przegrywają też osobiste walki z rakiem. Przeciwnikami są różne odmiany tego, co upraszczając, nazywamy potocznie rakiem. Głównymi wrogami są niektóre odmiany białaczki i nowotworów piersi. Nie dlatego, że mogą uchodzić za „dowódców” obcych sił, ale raczej dlatego, że to pierwsi przeciwnicy, którzy padli w starciu z rozwojem medycyny.
Niektóre wątki, na przykład te dotyczące nowotworów piersi właśnie, w „Biografii raka” są dość mroczne. Znów przychodzi mi na myśl porównanie z „Władcą Pierścieni”. Wiem, że nie tylko ja mam w zwyczaju pomijać niektóre fragmenty tej książki – a dlatego, że nudne i rozwlekłe, a dlatego że obnażają skrywane w ciemnościach fragmenty naszych natur... W „Cesarzu...” takim wątkiem jest dla mnie ten dotyczący radykalnej mastektomii Halsteda. To zabieg operacyjny stosowany w pewnym okresie jako leczenie z wyboru w niemal każdym przypadku nowotworu piersi. Polega na usunięciu piersi, mięśni piersiowych i węzłów chłonnych, a z czasem został zaniechany, poza specyficznymi przypadkami, ze względu na skuteczność nie większą niż mniej obciążające zabiegi. Drugim takim wątkiem jest historia Wernera Bezwody, onkologa z RPA, który zafałszował wyniki badań dotyczących skuteczności chemioterapii w połączeniu z autologicznym przeszczepem szpiku kostnego.
Na marginesie: wpisanie w wyszukiwarkę hasło „wojna z rakiem” daje rezultat w postaci spotu reklamowego fundacji onkologicznej Alivia, który może posłużyć jako doskonała ilustracja do metafory wojny tak często używanej w „Cesarzu...”.
link: https://www.youtube.com/watch?v=pKnoavK9ctc
Ważne jak się kończy
Zanim przejdę do podsumowania, muszę przyczepić się do kilku nieznacznych aspektów „Cesarza...”. Wydawnictwo Czarne stanęło na wysokości zadania. Oprawa książki, jakość papieru, dobór kolorów – wszystko jest świetne. Tym, co mnie zaniepokoiło, były drobne usterki w tłumaczeniu. W rodzaju przełożenia frazy deaf, blind and dumb na „głucha, ślepa i tępa” lub określanie jednej z grup porównawczych w badaniu w modelu ex post facto jako grupy kontrolnej, choć im dłużej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to celowym uproszczeniem ze strony autora.
Mukherjee kończy swoje dzieło nie hurra-optymizmem i obietnicami pokonania chorób nowotworowych w najbliższych dziesięcioleciach, ale jest o wiele bardziej rozważny. Bycie prorokiem w nauce się nie sprawdza, bo odkrycia mają to do siebie, że zdarza im się pojawiać na skutek przełomu, bez uprzedzenia. Dlatego autor dokonuje podsumowania stanu wiedzy na „dzień dzisiejszy”, bez wybiegania w przyszłość, ale za to przedstawiając obrazowo, co zmieniło się w leczeniu i rozumieniu raka na przestrzeni ostatnich wieków. Zachowuje dystans, gdy mówi o „śmierci bohatera biografii”. Takie książki popularnonaukowe chciałbym czytać częściej.
Książka powinna być całkowicie zrozumiała dla laika. „Powinna”, bo choć nie jestem lekarzem ani biologiem, to moje przygotowanie zawodowe obejmuje między innymi metodologię nauk i inne zagadnienia, których znajomość mogła ułatwić mi lekturę. Nie mam jednak dużych wątpliwości co do tego, że sposób prowadzenia narracji ułatwi, a nie utrudni, rozumienie opisywanych zjawisk przez każdego czytelnika. Wszystkie wątki prezentowane są klarownie i w odpowiednich momentach wprowadzane są ułatwiające rozumienie metafory. Takie książki popularnonaukowe chciałbym czytać częściej.
Tytuł: Cesarz wszech chorób. Biografia raka
Autor: Siddhartha Mukherjee
Tłumaczenie: Jan Dzierzgowski i Agnieszka Pokojska.
Wydawnictwo Czarne, 2013
|
|
|
|